niedziela, 1 marca 2015

Rozdział 17



Przekręciłam klucz w zamku zamykając drzwi od środka i podążyłam w głąb mieszkania razem z blondynem, który cały czas obejmował mnie w pasie. Nadal byłam w szoku. Nie mogłam uwierzyć, że jedyna tak bliska osoba mogła po prostu umrzeć. Po moich policzkach co kilka sekund spływała świeża łza.
- Jesteś głodna? – głos Niall’a wyrwał mnie z zamyślenia.
Nawet nie poczułam kiedy ode mnie odszedł aby oprzeć się o blat kuchenny.
Zaprzeczyłam ruchem głowy i zaszlochałam siadając na krześle.
- Skarbie ciiii... – uspokajał mnie chłopak, jednak to nic nie dało. Schowałam twarz w dłoniach mając szczerą nadzieję, że do mnie podejdzie.
Owszem... podszedł. Spojrzałam na niego przez szpary pomiędzy palcami, a on złapał moje dłonie przenosząc je na swój kark. Po czym zaczął namiętnie całować moje usta. Jego ręce spoczęły na moich pośladkach, bez oporu podniósł mnie i zaczął iść w stronę schodów.
- Kocham cię... – wyszeptał pomiędzy pocałunkami.
Niall wszedł po schodach i otworzył drzwi do mojego pokoju, gdzie postawił mnie na ziemię. Pocałunki ustały, a my staliśmy jak wryci zachowując ciszę.
- Niall.... – powiedziałam cicho.
- Tak? – zapytał chłopak kładąc dłoń na moim policzku ocierając ostatnie łzy.
- Ja też cię kocham. – wyszeptałam tuląc się do jego torsu – I chciałabym... to znaczy.
Blondyn patrzył na mnie zdezorientowany.
-Zamieszkasz tu ze mną? – zapytałam.
Uśmiechnął się i ponownie złączył nasze usta po czym położył mnie na łóżku i zrobił to samo wskazując abym się do niego przytuliła.

****

Rano obudziły mnie promienie słoneczne przedzierające się przez niedokładnie zasłonięte okna. Podniosłam głowę i spojrzałam na śpiącego Niall’a leżącego obok mnie. Uśmiechnęłam się mimowolnie patrząc jak bezbronnie wygląda.
- Cześć śliczna. – na jego zachrypnięty, zaspany głos ciarki przeszły mi po plecach.
Chwyciłam komórkę leżącą obok mojej głowy i sprawdziłam godzinę, było już po jedenastej. Zauważyłam nieodebrane połączenie, więc odblokowałam komórkę.
- Moja babcia dzwoniła do mnie cztery razy. – powiedziałam cicho – Pewnie chodzi o pogrzeb, muszę oddzwonić.
Pokiwał głową i schował głowę w pościel, kiedy ja wybierałam numer. Przyłożyłam telefon do ucha po czym czekałam kilka sekund słuchając jakiejś okropnej muzyczki.

- Anne? – słysząc głos babci wyszłam z pokoju.
- Cześć babciu. – powiedziałam cicho.
- Jak się czujesz kochanie?
- Nie najgorzej. – podsumowałam rozczesując włosy palcami.
- Pogrzeb będzie za tydzień. Już wszystko załatwiłam. Przyjadę i cię zabiorę...
- Co?! – krzyknęłam zdezorientowana. – Gdzie mnie zabierzesz?
- Przecież nie możesz mieszkać sama w Londynie. Zabieram cię do Sydney.
- Ale...
- Nie ma żadnego ‘ale’... Zamieszkasz ze mną.
- Babciu... – powiedziałam błagalnym tonem.
- Do zobaczenia skarbie.

Rozłączyłam się dalej patrząc na komórkę, która teraz była mokra przez moje łzy. Nogi się pode mną załamały i usiadłam na schodach cicho szlochając. W tej samej chwili usłyszałam otwierające się drzwi od mojego pokoju. Szybko wytarłam łzy i zeszłam na dół jak gdyby nigdy nic.
- I jak? Kiedy pogrzeb? – zapytał Niall podchodząc od tyłu i chwytając moją talię.
- Za tydzień... – powiedziałam unikając jego spojrzenia.
- Chcesz żebym przyszedł?
- T.. tak. – pokiwałam twierdząco głową.
Pocałował mój policzek i oznajmił, że pójdzie się umyć, a potem skoczy do McDonalnd’a po jakieś śniadanie. Kiedy chłopak wyszedł z domu poszłam wziąć gorący prysznic i się przebrać. Po czym zadzwoniłam do Danielle.

- Słyszałam co się stało! Tak mi przykro! – krzyczała mi do ucha.
- Wszystko okay. Dzięki. – powiedziałam masując ucho.
- Na pewno? – dopytała zapewne wnioskując po moim tonie, że coś jednak jest nie tak.
- Na... to znaczy nie. Nic nie jest okay. – podsumowałam siadając na krzesło. – Babcia chce mnie zabrać do Sydney.
- To super. – oznajmiła. – Na jak długo?
- Na stałe...
- Co?! – krzyknęła Dani na co aż podskoczyłam.
- Moja reakcja była podobna.
- Kiedy wyjeżdżasz? – zapytała nerwowo.
- Za tydzień, po pogrzebie.
- Niall wie?
- Nie wie jeszcze... proszę nic mu nie mów. Chcę mu powiedzieć, ale.... – tłumaczyłam.
- Zrób to na balu! – przerwała.
- Bal? – zapytałam.
- Bal zimowy. Jak możesz nie pamiętać o takich rzeczach?
- Mój ojciec nie żyje, a ty mi każesz myśleć o balach? – zapytałam z niedowierzaniem.
- No tak. Przepraszam. – powiedziała cicho. – Ale musisz iść... Razem z Niallem.
Blondyn właśnie wszedł do domu.
- Jutro jedziemy po sukienkę! – krzyknęła podekscytowana.
- Dobra. Do zobaczenia. – zakończyłam rozmowę.

Podeszłam i przytuliłam Niall’a, który rozpakowywał zakupy.
- Wziąłem dla ciebie chicken burgera, frytki i Mcflurry.
- Nie zjem tyle. – oznajmiłam chwytając bułkę i siadając na krzesło. – Tak w ogóle to w sobotę jest ten bal zimowy. Bardzo chciałam na niego iść.
- Są jeszcze bilety? – zapytał.
- Właściwie... ja mam, bo kupiłam kilka tygodni temu. – powiedziałam przeżuwając moje ‘zdrowe śniadanie’.
- Załatwię dla siebie, ale na pewno chcesz iść? Bo w takiej sytuacji...
- Na pewno. – rzuciłam nie pozwalając mu dokończyć.
- W takim razie. W porządku.
__________________________
Coraz mniej komentarzy.
Jeszcze ktoś czyta?
Nie wiem czy jest sens kontynuować bez czytelników.

Czytasz - Komentujesz

3 komentarze: